poniedziałek, 6 lipca 2015

Kwiat czarnego bzu na trzy sposoby

Baldach czarnego bzu
Uwijamy się jak w ukropie - stąd brak czasu na aktualizację wpisów, ale z pewnością sytuacja zmieni się już za miesiąc. Tymczasem pilnie przygotowujemy się, by mieć o czym (i przy czym) pisać w długie, zimowe wieczory. Nalewka z pędów sosny nastawiona, kwiat jarzębiny ususzony, przepięknie pachnące kwiaty jaśminowca zebrane. Teraz nadszedł czas na wyroby z kwiaty czarnego bzu, które jeszcze kilka lat temu, do czego przyznaję się bez bicia, traktowałam nieco po macoszemu. A zupełnie niesłusznie, bo prócz oszałamiającego zapachu i równie oszałamiających właściwości prozdrowotnych wyróżniają się jeszcze egzotycznym smakiem, którzy trafia w gusta nawet najwybredniejszych konsumentów.



Kwiaty czarnego bzu to produkt natury zdecydowanie uniwersalny, który niesie dla każdego coś dobrego. Wykorzystuję je w kuchni w trojaki sposób:
1) do przygotowania syropu na przeziębienie dla dziecka
2)  do przygotowania aromatycznego dodatku do sezonowych dżemów (czyli coś dla pani domu)
3)  do przygotowania rewelacyjnej nalewki (domena gospodarza).
W ten oto sposób jedno "kwiatobranie" i trzy szczęśliwe osoby na świecie więcej.

Kwiat czarnego bzu
Zbierając kwiaty czarnego bzu staram się zawsze zostawić po kilkanaście baldachów na krzaku. To ważne, bowiem owoce czarnego bzu uważam za daleko smaczniejsze niż truskawki czy porzeczki, jak również idealne wprost do produkcji naturalnie wzmacniających dżemów i konfitur. Chociaż o tym bliżej pisać będę na jesieni.

Zaczynamy od syropu z kwiatów czarnego bzu:

30 baldachów czarnego bzu
1 kg cukru
2 cytryny pokrojone w plasterki
sok z 1 cytryny
1 litr wody

Mszyce na czarnym bzie
Podobnie jak w przypadku kwiatów mniszka, również kwiaty czarnego bzu zbierać należy w słoneczny dzień i najlepiej rano (chodzi o to, aby zawierały jak najwięcej aromatycznego pyłku). Warto zwrócić uwagę na ewentualną obecność mszyc - niestety krzewy czarnego bzu, szczególnie te uprawiane w przydomowych ogródkach, dość często atakowane są przez te nieprzyjemne pluskwiaki, a do produkcji jakichkolwiek przetworów nie wolno używać roślin noszących ślady obecności pasożytów. I znów, analogicznie jak w przypadku kwiatów mniszka, po zebraniu baldachów warto je ponadto na kilkanaście minut położyć na ziemi, żeby opuściły je wszelkie owady. O ile jednak mniszkiem nie bałam się potrząsać, żeby przyspieszyć cały proces, to jednak bez traktować trzeba dużo delikatniej. Kwiaty łatwo uszkodzić, szybko też się osypują, stając bezużyteczne dla naszych potrzeb. Dlatego nawet jeśli nie są idealnie czyste, warto zachować spokój i pod żadnym pozorem nie należy płukać ich pod bieżącą wodą, ponieważ w ten sposób usuwa się z nich to, co najcenniejsze, czyli aromatyczny pyłek.

Proces warzenia syropu należy zacząć od przygotowania wysokiego, pojemnego garnka. Poszczególne kwiaty z baldachów rwie się tuż nad naczyniem w taki sposób, aby spadały bezpośrednio na jego dno. W ten sposób pachnący pyłek (esencja naszego syropu) trafia dokładnie tam, gdzie powinien.

Pierwsza warstwa gotowa

Trzeba zwrócić uwagę, aby kwiaty wykorzystywane do produkcji syropu zawierały jak najmniej zielonych łodyżek. Większość bloggerów pisze, że odcina je nożyczkami, ale to bzdura - trzeba się tyle naciapać, że po pierwszym baldachu człowiek ma ochotę się powiesić. Ja odrywam kwiaty ręcznie. Przy okazji mam jeszcze możliwość sprawdzenia, czy przypadkiem nie wrzucam do garnka jakiejś liszki albo ślimaczka.

Na dłoni widać żółty osad - to pyłek
Kwiaty należy układać warstwami przekładając plastrami cytryny (wystarczy pokroić dwa owoce).

Tradycyjny syrop

W oddzielnym naczyniu przygotować syrop. Wodę wymieszać z cukrem, dodać sok z jeszcze jednej cytryny (w razie potrzeby można go zastąpić kwaskiem cytrynowym w proporcji 20 g kwasku zamiast 1 owocu). Doprowadzić do wrzenia.

Zalewamy kwiaty

Wrzącą zalewą zalać kwiaty bzu. Odstawić pod przykryciem na 72 godziny. Codziennie dwa razy delikatnie zamieszać.
Syrop po wyciśnięciu

Syrop przefiltrować. Ponownie zagotować i gorący zlać do wyparzonych butelek. Zapasteryzować.

Gotowe!

Syrop z kwiatu czarnego bzu podaję synkowi podczas przeziębienia jako środek rozgrzewający, napotny i rozrzedzający katar. Akurat mały lubi go pić podawany osobno łyżeczką, ale w przypadku niejadków można spokojnie dodawać go jako środek słodzący do mleka, kaszy, soków czy herbaty. Wzmacnia odporność, w szczególności na wirusy, a u dzieci uzupełnia niedobory witamin A, C, z grupy B oraz potasu, wapnia, magnezu, sodu i fosforu, których niedostatek może powodować osłabienie i niedomagania zdrowotne. Syrop można też podawać rozcieńczony wodą jako aromatyczny, rozgrzewający napój, jak również przemycać go np. w formie dodatku do słodyczy, polewy do lodów, itp. Generalnie jedynym ogranicznikiem w tym zakresie jest nasza wyobraźnia.

Jeśli chodzi o walkę z przeziębieniami za pomocą kwiatów czarnego bzu, to dla dużych chłopców też jest coś do zaproponowania. Na bazie syropu można wyczarować fantastyczną nalewkę dla dorosłych. Poniżej podaję przepis, którego trzymamy się od lat i który polecam jako najlepszy i dokładnie sprawdzony. Eksperymentowanie z proporcjami w naszym przypadku skończyło się za każdym razem niefajnie - gotowy produkt wychodził a to za kwaśny, a to za gorzki, a to za mało aromatyczny, słowem: niesmaczny. Podczas gdy trzymanie się przepisu gwarantowało sukces. Z czystym sumieniem polecam:

50 baldachów kwiatów czarnego bzu
2 cytryny
2-3 limonki (razem 20 dag) – NIE WIĘCEJ!
70 dag cukru
1 l spirytusu (96%)

Nalewka z kwiatów czarnego bzu
Z cukru i 1 litra wody ugotować syrop. Cytryny opłukać pod strumieniem ciepłej wody, skórki wyszorować szczotką, osuszyć papierowym ręcznikiem. Pokroić na plasterki. Kwiaty czarnego bzu włożyć do wysokiego naczynia, przekładając warstwami z plastrami cytryn Zalać syropem. Odstawić w ciemne miejsce na 10 dni. Codziennie mieszać zawartość zwracając uwagę, czy sok nie fermentuje. Następnie odcedzić sok i zlać do garnka. Dodać spirytus i sok wyciśnięty z limonek. Mieszaninę zlać do butelek o dostawić na 14 dni. Po upływie dwóch tygodni przefiltrować (polecam zwykłe filtry do kawy z ekspresu) lub zlać ciecz znad osadu. I tu następuje pewna różnica zdań: według przepisu nalewkę należy odstawić na 4 tygodnie do dojrzenia, podczas gdy osobiście będę się upierać, że dopiero po co najmniej 6 miesięcy trunek przygotowany zgodnie z przepisem nabiera właściwych walorów smakowych.

Bez z truskawkami
I na koniec coś absolutnie wyjątkowego dla wszystkich specjalizujących się w produkcji słodkich przetworów. Dawno temu gdzieś w Internecie znalazłam przepis na dżem truskawkowy z dodatkiem aromatycznych kwiatów czarnego bzu. Przyznam się, że średnio lubię truskawki, ale z ciekawości postanowiłam przygotować sobie ze dwa słoiczki dżemu, ot tak dla sprawdzenia. Od tego czasu bardzo żałuję, że świeżych kwiatów bzu nie da się znaleźć w lipcu czy sierpniu, aby dodawać je również do duszonych jabłek, konfitur wiśniowych czy powideł śliwkowych, bowiem nadają każdemu oklepanemu produktowi zdecydowanie nowego wymiaru smaku.

Do dżemu potrzeba:
1/2 kg truskawek
Pyyychota!
200 g cukru żelującego
1 cytryna
4 baldachy kwiatów dzikiego bzu. 

Cytrynę sparzyć wrzątkiem. Z jednej połówki owocu zdjąć skórkę i utrzeć na bardzo drobnej tarce. Truskawki umyć, obrać, pokroić w ćwiartki, przełożyć do garnka. Zasypać cukrem z dodatkiem skórki cytryny, wymieszać i odstawić. Baldachy bzu oczyścić z owadów zawiązać w gazie. Gdy truskawki puszczą sok, dodać 2 łyżki soku z cytryny, włożyć zawinięte w gazę kwiaty bzu i doprowadzić do wrzenia. Gotować na wolnym ogniu aż do uzyskania pożądanej konsystencji dżemu. Wyłowić kwiaty bzu, a dżem przełożyć do wyparzonych słoików. Zakręcić i zapasteryzować.

Gdy taki słoiczek z aromatycznym, pachnącym świeżymi owocami i wiosennymi kwiatami dżemem otworzy się w mroźny, zimowy dzień, gdy za oknem pada śnieg, a w kominku wesoło trzaska ogień, każdego ogarnia uczucie błogości i spokoju. A zmysły na kilka chwil przenoszą nas na zieloną, zalaną słońcem łąkę.