czwartek, 29 października 2015

Dieta, o której milczą reklamy

Dzisiaj kilka słów o mitach żywieniowych oraz dietach "cud", których cudowność polega wyłącznie na skutecznym nabijaniu kabzy ich twórcom, i równie skutecznym wywoływaniu frustracji u ludzi pragnących rzeczywiście schudnąć.


Do napisania tego postu skłoniły mnie niezwykle nachalne reklamy atakujące zewsząd na każdym dosłownie większym portalu internetowym, a obiecujące mi uzyskanie figury modelki bez wysiłku, bez wyrzeczeń, łez, bólu i potu. Jedna kapsułka, góra dwie dziennie, które sprawią, że za miesiąc będę wyglądać jak młoda bogini, bez zbędnych fałdek, obwisłości i trzęsącego się tu i ówdzie tłuszczyku. Dieta żon piłkarzy, sposób na schudnięcie stosowany przez modelki, aktorki, celebrytki z ziemi rodzimej czy zza oceanu, które swoimi nazwiskami gwarantują jej skuteczność. W końcu jak ONE wyglądają - podziwiać można codziennie w mediach. Czy ja mam być gorsza? Przecież podobny sukces jest na wyciągnięcie ręki! Wystarczy zarejestrować się na stronie producenta odchudzającego suplementu diety (a czasem nawet jest to zbędne), kliknąć ikonkę "kup teraz", zapłacić (choć dopuszcza się płatność w czasie odbioru), po czym zażyć pigułkę i rozsiąść się wygodnie w fotelu, czekając, aż nadmiar naszego tłuszczu cudownie wyparuje. Do tanich te kapsułki z pewnością nie należą, ale przecież płaci się za wygodę. I skuteczność. Bo skoro tak fajnie działają, i potwierdza to zdjęcie Mariolki z Bytomia, co w miesiąc zrzuciła 15 kg, to przecież muszą być skuteczne, prawda? Ewentualnie można się przemóc i zacząć stosować którąś z tzw. diet cud, na których to przyjaciółka koleżanki sąsiadki naszej babci straciła 10 kg w dwa tygodnie. Wymaga to nieco wysiłku, ale jest też nieco tańsze, a efekt - ma być porównywalny. Tylko od nas zależy, którą drogę wybierzemy. Nagroda jest jedna: piękne, szczupłe ciało.

Jedna z jakże sugestywnych
reklam
Jak to zachęcająco brzmi: w ciągu zaledwie kilku tygodni rozwiązać problem narosły przez lata złych nawyków żywieniowych, i to przez zachowanie łatwej, miłej i przyjemnej diety, polegającej na stosowaniu dwóch czy trzech prostych zasad, zazwyczaj żywieniowych. Szach-prast, jeden ruch ręką i problem znika. Prawdopodobnie właśnie dlatego tyle osób pragnących schudnąć nagle zastępuje śniadanie wodą z cytryną, zmienia pszenne bułeczki na pełnoziarniste pieczywo, podczas spaceru opiera ciężar ciała głównie na palcach u nóg, obwija biodra folią stretchową, zaczyna pochłaniać hurtowe ilości bakłażanów (albo ananasów, albo karczochów, albo brzoskwiń w syropie), albo zjada każdy składnik posiłku oddzielnie, albo bez umiaru popija zieloną herbatę (albo napar z żeń-szenia, wyciąg z guarany, etc) - wymieniać można długo. Z boku może się to wydawać głupie. I w zasadzie jest. Problem w tym, że wszystkie wspomniane "cudowne" sposoby na zrzucenie wagi propagowane są przez sieć i drukowane czasopisma (adresowane głównie do kobiet), a ich skuteczność podpierana jest różnego rodzaju badaniami, co jednak ciekawe - nigdy nie wymienionymi z nazwy. Zdarza się również, że wyniki tych badań bywają komentowane przez różnej maści "specjalistów" - osoby o zmyślonych imionach i nazwiskach, podpisanych jako dietetycy lub nawet doktorzy (choć próżno szukać ich w spisie praktykujących lekarzy albo na listach absolwentów wyższych uczelni), a całość opatruje się sterylnym zdjęciem młodej, uśmiechniętej osoby w białym / niebieskim / zielonym kitlu. To dodaje tym cud-zaleceniom odchudzającym powagi, autentyczności i autorytetu, mimo że na chłopski rozum mogą być kompletną bzdurą.

Publikacje dotykające tematyki żywieniowej pełne są różnego rodzaju mitów, przekłamań i oszustw. Niektóre opierają się na przestarzałych, dawno obalonych zaleceniach (np. sprzed blisko czterdziestu lat, jak to o zakazie jedzenia więcej niż trzech jajek tygodniowo), inne - wyłącznie na sugestywnych teoriach i niezwykle przekonująco brzmiących sugestiach sprzedawców cudownych specyfików odchudzających.  

Naprawdę wierzysz,
że to ta sama dziewczyna ???
Tym niemniej wszystkie oszustwa dotyczące odchudzania mają wiele wspólnego. Amerykański instytut żywienia Academy of Nutrition and Dietetics definiuje diety "cud" jako: obiecujące bardzo szybką utratę wagi, zalecające spożywanie dużych ilości jednego rodzaju produktu lub zakazujące spożywania określonej grupy produktów, dopuszczające spożywanie wyłącznie określonych kombinacji produktów, określające bardzo ścisłe menu oraz twierdzące, że dla zrzucenia wagi nie jest konieczny żaden wysiłek fizyczny. Każda dieta odchudzająca, która spełnia choć jeden z wymienionych punktów, powinna zapalić czerwone światełko alarmowe w umyśle osób pragnących ją zastosować.

Można próbować po kolei obalać poszczególne mity, ale praktycznie niemożliwe jest wymienić wszystkie przekłamania krążące w sieci dotyczące diet odchudzających. Spróbuję więc przekrojowo naświetlić temat:

Diety promujące jeden składnik żywieniowy

Faktyczni, dyplomowani dietetycy bezustannie powtarzają: nie istnieje żaden cudowny produkt żywnościowy odpowiedzialny za chudnięcie. Dieta to kombinacja produktów żywnościowych o globalnie prozdrowotnym charakterze, nie ma potrzeby ścisłego wykluczania praktycznie niczego, co najwyżej zalecane jest ograniczenie spożywania niektórych składników (np. żywności z dodatkiem cukrów). Tymczasem z łatwością można znaleźć diety bazujące na wyłącznie jednym produkcie. Wystarczy wspomnieć o bardzo popularnej diecie kapuścianej, czy nieco mniej znanej w Polsce, za to święcącej triumfy na zachodzie Europy - diecie karczochowej, które mają oczyszczać organizm i powodować rekordowo szybkie tracenie na wadze. Po zapoznaniu się ze szczegółowymi zaleceniami obu reżimów żywnościowych jak na dłoni widać, że spełniają właściwie wszystkie przesłanki "diety cud", w związku z czym należałoby do nich podejść z dużą dozą nieufności. W rzeczywistości bazują bowiem na drastycznym ograniczeniu ilości kalorii dostarczanych do organizmu. Kapusta czy karczoch nie posiadają cech odróżniających ich w jakiś szczególny sposób od innych jarzyn - można je zastąpić dowolnym innym warzywem uzyskując identyczne rezultaty. Czyli nagłą, szybką utratę kilogramów w początkowym okresie stosowania diety z powodu ograniczenia dostarczanej energii, zakończoną spektakularnym efektem jo-jo i powrotem do dawnej, lub jeszcze większej wagi po zakończeniu głodówki.

Reklamy cudownych środków
nie są domeną wyłącznie polskich
serwisów
Inne diety cud bazują na zastosowaniu suplementu zastępującego jedzenie lub oddziałującego na procesy trawienne i metaboliczne. Te diety pozostają szeroko reklamowane w Internecie za pomocą licznych ogłoszeń i polecane są przede wszystkim przez… samych producentów danego środka. Przykładowo - ostatnio coraz głośniej na temat suplementu diety zawierającego wyciąg z mango afrykańskiego Irvinga Gabonensis. Reklamowany jest jako spalacz tłuszczu, regulator apetytu, eliminator toksyn, a nawet środek wpływający na działanie układu hormonalnego. Tymczasem rzeczywistość jest brutalna - to nic więcej, niż zwykły owoc tropikalny. Owszem - bogaty w witaminy i minerały, ale pozbawiony przypisywanych mu super-właściwości. Albo Garcinia Cambogia - cudowna azjatycka roślina obfitująca w rzekomo odchudzający kwas hydroksyoctowy (lepiej brzmi niż swojska nazwa kwas glikolowy, używany do produkcji kosmetyków). I tak właśnie dzieje się w przypadku większości odchudzających suplementów diety, które reklamowane są jako wybitnie skuteczne środki, których rzeczywistego działania nikt tak naprawdę nie weryfikuje.

Diety zakazujące spożywania określonego rodzaju produktów

Kup modelce spodnie za duże
o pięć numerów i udawaj, że jej
figura to efekt diety
Tego rodzaju diety należą do szczególnie modnych. Na przykład dieta wysokobiałkowa - nie ma chyba osoby, która nie słyszała o reżimie jedzeniowym opracowanym przez Pierra Dukana, byłego już lekarza z Francji (w 2014 r. został skreślony z listy osób posiadających prawo praktykowania medycyny). Na fali pierwszego sukcesu dieta przekształcona została przez swojego twórcę w rodzaj filozofii wyznawanej przez rzesze zwolenników, gotowych wydać majątek za nowe przepisy. Albo dieta alkaliczna, zakazująca spożycia określonego rodzaju żywności, która ma rzekomo zakwaszać organizm - w rzeczywistości bazuje na teorii, która nigdy nie została potwierdzona. Jak twierdzą biochemicy, organizm każdego człowieka utrzymuje poziom pH na bardzo wyrównanym poziomie, zaś jedzenie może wpływać jedynie na poziom kwasowości moczu. A ten wskaźnik nie ma większego wpływu na funkcjonowanie naszego ciała. Słowo "alkaliczny" brzmi jednak egzotycznie, zaś "zakwaszanie" kojarzy się negatywnie - i tak, na zasadzie zwykłych przeciwieństw, autorzy absurdalnej diety budują wokół niej otoczkę naukowości, sprzedając swoje zalecenia żywnościowe za grube pieniądze.  

Diety dopuszczające określone kombinacje składników

Coś dla siebie znajdą również zwolennicy diet zróżnicowanych, które proponują spożywanie posiłków złożonych ze ściśle określonej ilości i rodzaju składników. Powołując się na modne hasło "metabolizm" zalecają oddzielne jedzenie każdego rodzaju makroelementów (węglowodanów, protein i tłuszczów), ze względu na odmiennie przebiegające procesy ich trawienia. Tymczasem nie istnieją żadne rzetelne badania naukowe na ten temat. Tylko jedno, którego wyniki opublikowano w 2000 r. w International Journal of Obesity, polegało na obserwacji dwóch grup osób pozostających na diecie odchudzającej. Jedna grupa spożywała posiłki skomponowane z różnorodnych składników żywnościowych, podczas gdy druga - posiłki jednorodne, zawierające wyłącznie jeden rodzaj makroelementów. Eksperyment ujawnił brak wyraźnych (istotnych statystycznie) różnic w tempie chudnięcia między oboma grupami. Ale jeśli dasz wiarę zapewnieniom twórców tej teorii dietetycznej, musisz zapłacić za informacje co i kiedy spożywać, co można łączyć, a co nie powinno nawet leżeć obok siebie na jednej półce w lodówce. 

Diety dopuszczające bardzo surowe menu

Wymagają od osób pragnących schudnąć precyzyjnego liczenia kalorii i wręcz matematycznej precyzji, zupełnie jakby ciało człowieka było maszyną poruszaną wyłącznie silnikiem, z wyłączeniem pozostałych układów - np. czynnościami trawiennymi, wpływem hormonów, czy całością procesów zachodzących w organizmie. Wielu przykładów, że to wcale nie działa zgodnie z założeniem, dostarczają badania dotyczące wpływu konsumpcji suszonych owoców czy awokado, z góry odrzucanych przez każdą dietę z powodu swojej kaloryczności. Tymczasem związek między ich spożyciem a otyłością jest dokładnie odwrotny. To oczywiście nie oznacza, że wymienionej wyżej produkty przyspieszają tracenie na wadze, lecz wskazuje, że kwestie dietetyki pozostają daleko bardziej złożone, niż proces sumowania kalorii. Ta sama ilość energii może bowiem zostać szybko spalona/zużytkowana, bądź odłożyć się w postaci tłuszczyku.  

Diety, które zwalniają z ćwiczeń fizycznych

Aż trudno uwierzyć,
jak wiele osób daje się na to nabrać
Rzadko kiedy opinie lekarzy i naukowców pozostają tak zgodne, jak w przypadku diet odchudzających - każdemu procesowi chudnięcia powinna towarzyszyć aktywność fizyczna. Chociaż nie jest to czynnik decydujący (chyba że chodzi o ćwiczenia szczególnie intensywne), to jednak niezbędny dla zachowania pełni zdrowia do długiej starości. Tymczasem wiele pseudonaukowych opinii skupia się na propozycjach absurdalnych ćwiczeń mających na celu przekonanie osoby odchudzające się, że w ten sposób wspomaga cały proces tracenia na wadze. Przykłady? Spotkałam się z zaleceniem, że spacerując wystarczy opierać ciężar ciała na palcach u nogi. Albo że wystarczy pięć minut dziennie leżeć na ręczniku zwiniętym w ciasny wałek i włożonym pod plecy na wysokości krzyża - na wzór japoński. Albo że trzeba obwinąć się folią stretch na 15 minut dziennie, to wyszczupli się wybrane partie ciała. Tymczasem nie ma szans, by wysiłek porównywalny z kiwnięciem palcem efektywnie pomógł komukolwiek w odchudzeniu się. Co najwyżej sprawi, że nabawimy się bólu kręgosłupa.  Jest to jednak dobry i działający na wyobraźnię sposób przekonywania naiwnych osób, że możliwe jest uzyskanie dobrych efektów przy minimalnym zaangażowaniu. Jeśli zestawić to z propozycją zażywania pastylki "na odchudzanie" można być w zasadzie pewnym, że klientów nie zabraknie…


Sekret udanej diety - RUCH
Jak mówią prawdziwi dietetycy: nie istnieje żaden cudowny produkt, który w ciągu kilku tygodni rozwiąże nasze problemy zdrowotne bądź związane z nadmierną tuszą, na które sami pracowaliśmy długie lata życia. Jedyne, co naprawdę oferują suplementy, to czcze obietnice dla borykających się z nadwagą, i dobre zyski dla producentów tych specyfików. Którzy zacierają ręce patrząc na potencjał rynku. Aż 72% Polek przyznaje bowiem, że przynajmniej raz w życiu było na diecie, ale tylko niespełna jednej piątej udało się trwale pozbyć nadwagi. I, jeśli przyjrzeć się bliżej, żadna z osób, której ostatecznie udało się osiągnąć wymarzoną sylwetkę, nie uczyniła tego na diecie kapuścianej czy zjadając magiczne kapsułki "slim", albo wkładając sobie zwinięty w rulonik ręcznik pod plecy. Sekret ich sukcesu tkwił w rozsądnej i trwałej zmianie zarówno nawyków żywieniowych, jak i całego trybu życia. Nie da się schudnąć przed telewizorem - niestety zbędny tłuszcz trzeba wypocić. Choćby na rowerze albo podczas spaceru, ale jednak w ruchu. Jednym słowem: żeby ruszyć nadwagę, trzeba najpierw ruszyć tyłek. Ale przecież żaden z producentów odchudzających suplementów diety nie napisze o tym w reklamie. Żaden nie będzie propagował hasła: "jedz mniej + zacznij ćwiczyć = chudnij". Dalej za grube pieniądze będą sprzedawać marzenia dbając o to, by przypadkiem żaden z ich klientów nie osiągnął celu, bo to znaczyłoby przecież odcięcie źródełka całkiem potężnych przychodów.


Ps. Figura modelki - przedmiot pożądania milionów kobiet... 


Tak wygląda ideał piękna
lansowany przez dyktatorów mody.

środa, 14 października 2015

Ziołolecznictwo - zdecydowanie najstarsza metoda leczenia!

Przyjęło się powszechnie uważać, że najstarszą metodą leczenia znaną ludzkości jest ziołolecznictwo, czyli fitoterapia. Zioła, ich mieszanki i wszelkiego rodzaju preparaty i mikstury przygotowywane na bazie surowców oferowanych przez matkę naturę wykorzystywano nie tylko do zaspokajania bieżących potrzeb ciała toczonego chorobami, lecz również ducha, jako ważny składnik obrzędów medycznych. 


Człowiek neandertalski
Jak sugerują zachowane źródła, wyjątkowe, prozdrowotne właściwości poszczególnych roślin znane były już Sumerom, Babilończykom i Egipcjanom około 3.000 lat p.n.e (czyli w XXX w. p.n.e!!!), którzy skrupulatnie spisywali receptury medyczne na glinianych tabliczkach. Jeszcze wcześniej kształtowały się systemy tradycyjnej medycyny indyjskiej i chińskiej, które datuje się na 5.000-4.000 lat p.n.e. Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że fitoterapia była umiejętnością właściwą wyłącznie homo sapiens. Badania wskazują, że zioła z powodzeniem stosował już człowiek neandertalski, zamieszkujący Europę i Azję około… 300.000 lat temu!

Mimo istnienia stosunkowo dużej ilości stanowisk archeologicznych i sporej ilości zachowanych szczątków kopalnych, nasza wiedza dotycząca ludzi kopalnych jeszcze do niedawna opierała się przede wszystkim na przypuszczeniach i hipotezach. Dopiero rozwój nauk ścisłych (biologii, genetyki, informatyki), jak również ogromny postęp techniczny i stworzenie precyzyjnej aparatury laboratoryjnej o ogromnych mocach przeliczeniowych, umożliwiły badaczom weryfikację wcześniejszych założeń. Wyniki prowadzonych dziś analiz ujawniają niekiedy zadziwiające informacje, zmuszając do zmiany (niekiedy fundamentalnej) naszych założeń o życiu naszych przodków. Dokładnie tak stało się w przypadku diety człowieka neandertalskiego.

Neandertalczycy nie byli w 100%
mięsożerni, jak do niedawna
przypuszczano
Jeszcze przed kilku laty w świecie naukowym dominowały opinie uznające Neandertalczyków za gatunek ściśle mięsożerny, przy czym właśnie obecnością dużej ilości białka w codziennej diecie tłumaczono większą niż właściwa dla homo sapiens objętość mózgu (mięso dostarczało na tyle wiele protein, że umożliwiło rozbudowę tego organu). Aby potwierdzić te założenia, grupa naukowców pracujących pod kierunkiem Karen Hardy z Uniwersytetu Autonomicznego w Barcelonie postanowiła sprawdzić, czy uda się określić rodzaj pożywienia konsumowanego przez Neandertalczyków na podstawie analizy próbek skamieniałych osadów pobranych z ich zębów. Było to dość karkołomne zadanie: po raz pierwszy w historii podjęto bowiem próbę zbadania zwapniałej mikroflory bakteryjnej jamy ustnej ludzi kopalnych. Podstawą badań stało się 10 próbek pobranych od pięciu osobników zamieszkujących jaskinię El Sidrón w Asturii, gdzie w 1994 r. znaleziono niezwykle bogate szczątki ludzi neandertalskich, w tym blisko 2000 fragmentów skamieniałych kości należących do co najmniej 13 osobników żyjących około 50 tys. lat temu.

Krwawnik - hamuje
krwawienia i zmniejsza
obrzęki
Do badania próbek wykorzystano technikę spektometrii masowej i desorpcji termicznej oraz analizę morfologicznej mikroskamieniałości roślinnych. Skład kamienia nazębnego ludzi kopalnych z hiszpańskiej groty okazał się dość… zaskakujący: wyniki testów ujawniły obecność stosunkowo dużej ilości skrobi i węglowodanów, których mięso jest pozbawione, a które to związki pozostają charakterystyczne dla pokarmów roślinnych. Co więcej - odnaleziono również fragmenty kumaryn i azulenów, tj. związków występujących w olejkach eterycznych takich ziół jak rumianek, krwawnik, korzeń biedrzeńca czy bylica piołun. Dokładniejsze badania pozwoliły uściślić, że w przypadku grupy z El Sidrón chodziło o stosowanie dwóch pierwszych z wymienionych ziół: rumianku i krwawnika właśnie. Potwierdzono także regularne spożywanie suszonych owoców, grzybów, orzechów oraz różnych gatunków traw, a nawet warzyw. Tym samym okazało się, że prawdziwa dieta Neandertalczyków pozostawała dużo bardziej złożona i urozmaicona, niż wskazywałyby na to wcześniej prowadzone analizy izotopowe.

Ale to nie wszystko. Na zębach ludzi kopalnych udało się stwierdzić obecność związków składowych dymu drzewnego. Wśród nich m.in. estry metylowe, fenole, wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne oraz… bitum, pochodzący prawdopodobnie ze spalania łupków bitumicznych. To dowodziło tylko jednego: Neandertalczycy nie tylko nie byli 100% mięsożerni, lecz również poddawali pożywienie obróbce termicznej na ogniu: piekli, smażyli i gotowali. A zatem potrafili też przyrządzać wodne wyciągi roślinne z ziół. 

Rumianek - działa antyseptycznie
i kojąco na zmysły
Wysoki stopień zróżnicowania zidentyfikowanych roślin sugeruje, że neandertalczycy z El Sidrón posiadali wyrafinowaną wiedzę dotyczącą naturalnego otoczenia swoich siedlisk. Nie tylko wybierali surowce najbogatsze w składniki odżywcze, lecz również potrafili dzielić poszczególne produkty na te stanowiące źródła energii oraz posiadające właściwości lecznicze. Skąd jednak wiadomo, że rumianek i krwawnik były spożywane w celach leczniczych, a nie jako składnik np. zupy? Istnieją dwie przesłanki, które przemawiają za tym twierdzeniem. Po pierwsze: obie rośliny posiadają znikome właściwości odżywcze, więc nawet podczas ewentualnie przedłużających się okresów głodu ich zbieranie i gotowanie było bezcelowe. Zabierało daleko więcej energii, niż taki ziołowy wywar mógł dostarczyć. Po drugie: oba produkty charakteryzują się cierpko-gorzkim, nieprzyjemnym smakiem. Ich dodatek do tradycyjnego pożywienia znacznie obniżałoby jego atrakcyjność, nawet jeśli przyjąć, że nie mieliśmy do czynienia z konsumentami o średnio wyrafinowanych wymaganiach gastronomicznych. Rumianek i krwawnik musiały być zatem spożywane w pełni intencjonalnie, ze względu na swoje zdrowotne właściwości. Wykazują one działanie przeciwzapalne i bakteriostatyczne, stosowane w postaci okładów na otwarte rany i skaleczenia hamują krwawienia i stanowią skuteczny środek antyseptyczny, zapobiegający rozwojowi zakażeń. Natomiast w formie naparu przyjmowanego doustnie wspomagają trawienie i regulują funkcjonowanie układu trawiennego, jak również koją nerwy, uspokajają i działają lekko nasennie.

Wiadomo, że Neandertalczycy wykazywali wysoki poziom więzi społecznych: doglądali chorych i chowali zmarłych, a przed pochówkiem ciała bliskich obsypywali kwiatami. Obecnie osiągnięcia tej kopalnej populacji można poszerzyć o dodatkową umiejętność: leczenia chorych i praktycznego zastosowania szczegółowej wiedzy z zakresu fitoterapii. A twierdzenie, że ziołolecznictwo jest najstarszą formą leczenia, nabiera zupełnie nowego wymiaru w rozumieniu czasu i przestrzeni…

Biżuteria neadertalczyków
Ps. Ostatnie odkrycia dokonane na stanowiskach archeologicznych w chorwackiej Krapinie wskazują, że określanie prymitywnych typów słowem "Neandertal" okazuje się coraz mniej trafne. Okazuje się, że ludzie kopalni posiadali umiejętność wykonywania biżuterii, a tym samym, że posiadali umiejętność myślenia abstrakcyjnego i symbolicznego postrzegania świata. Wzmiankowana biżuteria składała się z poddanych obróbce (wypolerowanych i lekko naciętych) szponów orła, prawdopodobnie tworzących rodzaj bransoletki lub naszyjnika. Dotychczas uważano, że ludzie neandertalscy nie znali pojęcia symbolu, zaś ewentualne ozdoby tworzyli na zasadzie naśladownictwa przedstawicieli homo sapiens. Tymczasem znalezisko z Krapiny udowadnia, że po raz kolejny powinniśmy zweryfikować hipotezy o zacofaniu i prymitywizmie neandertalczyków. Jastrzębia biżuteria powstała bowiem 80 tysięcy lat przed pojawianiem się pierwszych ludzi współczesnych w Europie. 

A krwawnik i rumianek w bardzo atrakcyjnych cenach zamówisz w naszym sklepie internetowym :-)